niedziela, 17 maja 2009

Zupełnie zapomniałam


Tord Gustavsen Trio
Zupełnie zapomniałam, bo nie zamieściłam w swoim iPodzie. A to przecież niezwykła, czysta, minimalistyczna, wyjątkowo nastrojowa muzyka, moim zdaniem najlepsza w samotności.
Z ich muzyką zapoznałam się na koncercie w Fabryce Trzciny i zachwyciłam od razu mimo, że warunki były wyjątkowo niesprzyjające (ciasna sala, tłum ludzi, niewygodne kszesełka, wielki pan przede mną...)
A teraz słuchawki w uszy, kieliszek wina w rękę (gdybym tylko mogła) i poznaję każdą nutkę jeszcze raz...

Książka o współczesnym Afganistanie


Księgarz z Kabulu Asne Seierstad
Na podstawie losów poszczególnych członków rodziny tytułowego Księgarza autorka przedstawia codzienne życie w dziesiejszym Afganistanie, kraju zniszczonym wojną, gdzie twarde reguły narzuca islam. Krótki rys historyczny zawarty w tekście oraz raczej reportażowa forma opowieści sprawiają, że tamtejsza rzeczywistość staje się dla czytelnika bardzo namacalna. Świetnie się czyta, bardzo polecam.

poniedziałek, 11 maja 2009

Wybrane fragmenty


Kolonie Knellera Etgar Keret

Gębę miał jak puzzle, których układanie znudziło się komuś w trakcie (...) Kolonie Knellera

- Jak to masz zamiar sie z nią ożenić? (...) Nawet jej nie kochasz.
- Jak możesz mówić, że jej nie kocham. Trzy lata już jesteśmy razem i wiesz, że ani razu jej nie zdradziłem?
- To nie dlatego, że ją kochasz (...) tylko po prostu jesteś za mało zaradny. Nimrod daje popalić

Izraelskie klimaty

Etgar Keret
Izraelski poeta i prozaik, uznawany za mistrza krótkiej formy. Kolejne tomiki opowiadań przyniosły mu sławę na całym świecie.
Niezwykłe przygody, niezwykłych bohaterów z dużą dozą przyziemności, poczucia humoru i odrobiną magii zachwycają mnie.
W Polsce ukazały się: Gaza blues, Pizzeria "Kamikadze", Osiem procent z niczego, Rury, Tęskniąc za Kissingerem, Kolonie Knellera.
Warto zajrzeć na polską stronę o pisarzu.

sobota, 9 maja 2009

Niezwykłe skojarzenia


Lala Jacek Dehnel
No to młodzieniec, no. Ma tyle lat co ja i takie książki pisze i to jeszcze o mojej rodzinie!
Bo to taka niezwykle ciepła, kilmtyczna, swojska, domowa opowieść o historii rodziny. Opowiedziana w bardzo przystępny, gawędziarski sposób, jakby usłyszana przy stole u cioci na imieninach.
Ja tę książkę czytałam na plaży na Krecie, otrzymałam ją w prezencie ślubnym od moich sąsiadów, więc mam same miłe skojarzenia.

Obłędna książka


Obłęd Jerzy Krzysztoń
Przedstawia rzeczywistość z punktu widzenia osoby chorej na schizofrenię. Szczegółowy, mozolny, wręcz niewiarygodny opis otaczającego świata pozwala choć trochę zrozumieć dlaczego porozumienie z innymi, zdrowymi osobami bywa tak trudne.
Myślę, że po takiej lekturze kontakt z osobami chorymi psychicznie może być bardziej sprawny.

W wolnych chwilach

Desperate houswives
Zwykły serial komediowy, estetyczny wizualnie. Film, w którym zawsze świeci słońce, kobiety są starannie ubrane i umalowane, mężczyźni noszą niedzisiejsze krawaty, akcja toczy się wartko, wątki ciekawie się plączą. Dobry relaks na konec dnia. Nie nudzi się.

piątek, 8 maja 2009

Nie mogę się nasłuchać

Peter Cincotti East of Angel Town
Odkąd byłam na koncercie, towarzyszy mi stale. Rzadko trafiam na taką płytę, świetna muzyka i teksty, do odkrywania wciąż na nowo, nieskończoną liczbę razy. Napawam się

Polecam wszystkim ciężarówkom



Polecam wszystkim znudzonym śmiertelnie poważnym podejściem do tematu ciąży. Książka napisana z dystansem, z dużą dozą poczucia humoru. Można się naprawdę nieźle pośmiać, a najlepiej zapamiętać wybrane fragmenty, przydadzą się do rozładowania napięcia w krytycznych chwilach.
Jako poradnik mało praktyczna - niewiele merytorycznych informacji, poza tym napisana przez Australijkę, co znacznie ogranicza zastosowanie podanych wskazówek w naszych realiach.

I pomyśleć, że też kiedyś zdawałam maturę

Jakieś dziesięć lat temu. I niewiele z tego czasu pamiętam. Tylko tyle, że nic nie powiedziałam na egzaminie ustnym z języka polskiego.
Przeczytałam pytanie, obmyśliłam odpowiedź, zrobiłam nawet małą notatkę, żeby się nie pogubić w wypowiedzi. Potem mnie zamurowało i nic nie powiedziałam, a komisja dzielnie i wytrwale zadawała mi pytania "wyciągające za uszy", żeby mi się w głowie odblokowało. Ale nic to nie pomogło.
I dotąd nie wiem jakimi argumentani Pani Polonistka przekonała komisję, żeby ostatecznie postawili mi dwóję. Nigdy w życiu z żadnej innej dwóji nie cieszyłam się tak bardzo.
Między innymi dzięki temu, w tym samym roku, spełniły się moje plany dotyczące wymarzonej szkoły.

Potrzeba aż trzech miesięcy

Potrzeba mi było aż trzech miesięcy, żeby zacząć się orientować w systemie obsługi Małej Zo. Wbrew temu co jest napisane w rozlicznych poradnikach, niczego nie wiedziałam intuicyjnie, wszystkiego musiałam się nauczyć przez baczną obserwację.
Dopiero teraz mimo zmęczenia i niewyspania zaczynają się pojawiać radosne chwile, spędzane na wspólnej zabawie, w dobrym humorze. Dopiero teraz udaje mi się odgadywać, co oznaczają poszcególne rodzaje płaczu: dylemat sprowadza się do tego czy chodzi o jedzenie czy o spanie, wydawałoby się, że to proste. Przez upór i konsekwencję, mimo ciągłych wątpliwości, czy to słuszne postepowanie, udało mi się wypracować ramowy plan dnia, wydaje mi się że wszystkim nam to pomaga.
Ale ciągle to dla mnie raczej ciężka praca, niż rozrywka. I bardzo tęsknię za pracą, tam czułam się w swoim żywiole, mimo, że nadal lata nauki przede mną.

Bóg urojony


O tej książce dyskusja była już dawno, więc z opóźnieniem dorzucam moje trzy grosze.

We wstępie autor pisze, że chciałby, aby ludzie wierzący, po przeczytaniu tej książki, stali się ateistami.

Moim zdaniem, to błąd w założeniach. Dla mnie ta książka wykracza znacznie dalej niż "udowadnianie", że religia jest czymś niedorzecznym. Ta książka pokazuje, jak bardzo nasze postrzeganie świata jest ograniczone przez warunki w jakich wyrastamy, a więc znacznie więcej niż religię. Jak bardzo nasz światopogląd i sposób rozumowania są zawężone przez szeroko pojętą kulturę, zasady wpajane od urodzenia, przyzwyczajenia, presję środowiska, jak bardzo przez to jesteśmy niezdolni do samodzielnego, krytycznego oceniania otaczajacego nas świata i jak wielkim trzeba być człowiekiem, aby podnieść głowę ponad te ograniczenia i zobaczyć rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy.

Ta książka uczy myślenia. Ciekawe, czy nadejdą kiedyś czasy, kiedy tego typu książki staną się lekturami szkolnymi, przynajmniej zalecanymi, może zaczniemy uczyć nasze dzieci ekonomii i innych przydatnych rzeczy, ale to już inny wątek.

Dodam jeszcze tylko, że "Samolubny gen" przeczytałam w wieku szesnastu lat, kiedy to ukazało się pierwsze polskie wydanie, i dotarło do mnie wtedy, że można myśleć inaczej.

W "Bogu urojonym" na uwagę zasługuje jeszcze rewelacyjna praca tłumacza, którą podziwiałam i doceniałam czytając każdą ze stron tej książki.

Jednak nie śpi

No kładę do tego łóżeczka, najpierw obserwuję bacznie, jestem wyczulona na wszelkie oznaki senności: ziewanie, pocieranie nosa, mniej szeroko otwarte oczy, nasilające się w piorunującym tempie marudzenie - trzeba się wykazać refleksem.

No więc kładę do tego łóżeczka, daję smoka, miało być bez smoka, ale odkąd odkryła ssanie kciuka, a ja odkryłam uspokajającą moc smoka - zmieniłam zdanie. Sama nauka korzystania z niego też zajęła nam trochę czasu.

No więc kładę do tego łóżeczka w momencie pojawiajacej się senności, uspokajam smokiem, daję Najlepszego Przyjaciela Anatola, który jest rzadko praną maskotką do zasypiania (doświadczone matki twierdzą, że to pomaga), przykrywam nóżki, żeby nie było ani za ciepło ani za zimno, i w tych najbardziej komfortowych warunkach, że nic tylko zasnąć - nie śpi.

Nie śpi, no, nie śpi. Tylko gapi się tymi wielkimi oczami, przeżuwa smoka, przytula Anatola i ani piśnie. I tak potrafi przez dwie godziny. I ja juz nie wiem, czy to taki niemowlęcy relaks łóżeczkowy, czy jednak zapada w niezauważalne drzemki półminutowe...

Znawcy twierdzą, że to niespanie to oznaka inteligencji. Dobry chwyt, skutecznie zamyka rodzicom usta.

Paczka papierosów

Chciałabym wypalić raz w życiu paczkę papierosów. Tylko jedną.

Pomalowałabym sobie paznokcie na czerwono, tipsów bym nie przykleiła. I usta też. Założyłabym czerwone szpilki i pończochy. I tak bym sobie siedziała, zaciągała się raz za razem, układałabym ręce na różne dziwne sposoby, moje usta zostawiałby czerwony ślad na papierosie (może teraz są bardziej nowoczesne szminki i nie zostawiają śladów) i machałabym jedną nogą założoną na drugą...

Bo chciałabym się zorientować, co takiego naprawdę niesamowitego jest w tych papierosach, że ludzie pracują latami i do tego wydają ciężkie pieniądze na to, żeby w końcu umrzeć w najbardziej okrutny sposób - z uduszenia. Niekoniecznie od razu na raka płuca, wystarczy zwykłe POChP, śmierć jest równie potworna. Duszność jest chyba najbardziej przerażającą dolegliwością. Rozwija się powoli i towarzyszy do ostatniego tchnienia i nie ma żadnego lekarstwa, które mogłoby ją choć odrobinę złagodzić.

Myślałam nawet, że bardziej rozumiem korzystanie z narkotyków, bo pewnie chodzi o jakieś ekstatyczne doznania, o których zwykli śmiertelnicy nie mają pojęcia, albo alkoholu, bo pomaga przełamać nie śmiałość i odpędzić złe myśli... Albo wręcz przeciwnie. Jakieś osiemdziesiąt procent "klientów", których spotkałam na zajęciach z medycyny sądowej, to mężczyźni w średnim wieku, którzy, będąc pod wpływem alkoholu, odebrali sobie życie przez powieszenie. Hmm.

Myślę, że nigdy nie wystarczy mi odwagi na spróbowanie niektórych rzeczy, bo wydaje mi się, że życie bez nich i tak jest interesujące. Ale ciekawość, co przez to tracę, pozostanie.

Pochwała BigMilka

Szłam sobie wczoraj ulicą, jadłam loda, aż tu nagle nadszedł Niezwykle Uprzejmy Pan i powiedział: "Smacznego.", zdziwiłam się ogromnie, tym bardziej, że był to nieznajomy pan i odpowiedziałam: "Dziękuję, to naprawdę pyszny lód." Po tej wymianie uprzejmości wymieniliśmy również uśmiechy, po czym każdy poszedł w swoją stronę w lepszym humorze.

(Bo ja codziennie jem BigMilka, jest pyszny, kosztuje złoty dwadzieścia, ma 91 kalorii i można wygrać drugiego - opłaca się? ;-))

Śpi... nie, nie śpi

Śpi... nie, nie śpi, może zaraz uśnie... albo ryknie. Już ma zamknięte oczy, ale ciągle się wierci. Coś ciężko przychodzi to spanie. Ciekawe ile mam czasu, pięć minut, może godzinę.

To co, może wstawię pranie... nie, nie jadłam jeszcze śniadania, jestem w piżamie, to może się ubiorę i zrobię kawę. Dzwoni telefon - nieważne i tak nie chce mi się z nikim gadać. Dobra, najważniejsze to zrobić siusiu.

Od dwunastu tygodni nie spałam dłużej niż cztery godziny, jak się kładę to i tak nie mogę zasnąć z wrażenia, że zaraz trzeba wstawać. A wszyscy mówili, że to najwspanialszy czas w życiu...

Żebym tak mogła się znaleźć w Sorze, na takim przerąbanym dyżurze, żeby tak nawieźli tych zarzyganych pijaków i innych śpiączek hipoglikemicznych, to bym chociaż poczuła, że żyję, że na coś się przydaję. A tak, przydaję się tylko jednej osobie, ale za to tak na całego, dwóch godzin nie moze beze mnie wytrzymać.