piątek, 8 maja 2009

Śpi... nie, nie śpi

Śpi... nie, nie śpi, może zaraz uśnie... albo ryknie. Już ma zamknięte oczy, ale ciągle się wierci. Coś ciężko przychodzi to spanie. Ciekawe ile mam czasu, pięć minut, może godzinę.

To co, może wstawię pranie... nie, nie jadłam jeszcze śniadania, jestem w piżamie, to może się ubiorę i zrobię kawę. Dzwoni telefon - nieważne i tak nie chce mi się z nikim gadać. Dobra, najważniejsze to zrobić siusiu.

Od dwunastu tygodni nie spałam dłużej niż cztery godziny, jak się kładę to i tak nie mogę zasnąć z wrażenia, że zaraz trzeba wstawać. A wszyscy mówili, że to najwspanialszy czas w życiu...

Żebym tak mogła się znaleźć w Sorze, na takim przerąbanym dyżurze, żeby tak nawieźli tych zarzyganych pijaków i innych śpiączek hipoglikemicznych, to bym chociaż poczuła, że żyję, że na coś się przydaję. A tak, przydaję się tylko jednej osobie, ale za to tak na całego, dwóch godzin nie moze beze mnie wytrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz